I przychodzi taki dzień,
w którym w końcu mówisz: mam to gdzieś.
Mam gdzieś to, że komuś nie pasuję.
Pasuję sobie – i tym, którzy widzą mnie naprawdę.
Mam gdzieś swoje wady. Serio. A kto ich nie ma?
Nie jestem idealna. Jestem autentyczna. I to mi wystarcza.
Mam gdzieś ten cały tłum idący w jednym kierunku.
Bo ja wolę swoją drogę – czasem pod prąd, ale moją.
Mam gdzieś złość.
Ona tylko kradnie mi minuty, których nie chcę już tracić.
Nie jestem tu po to, żeby się wściekać – jestem tu, żeby żyć.
Mam gdzieś porażki.
Nie oglądam się za siebie – nie zmienię przeszłości, ale mogę z niej wyciągnąć lekcje i pójść dalej silniejsza.
Mam gdzieś szepty za plecami, plotki, „ale”, „jeśli”, „może”.
To tylko szum. A ja uczę się słuchać swojego głosu.
Zrzucam z siebie kurz cudzych oczekiwań.
Nie niosę już ciężarów, które nic mi nie dają.
Chcę nosić tylko to, co mnie buduje.
Chcę emocji, śmiechu, ciszy z właściwymi ludźmi.
Chcę iść do przodu – z miłością do siebie i szacunkiem do tej, którą się stałam.
Bo życie mam jedno.
Bez przycisku „cofnij”.
Nie chcę już marnować ani jednej sekundy.
Chcę żyć naprawdę.
Oddychać pełną piersią.
Do końca.
Do samego końca.
~ Sabrina Ferri ©, Specchio Dell'infinito