Auto powoli nabierało prędkości. Bezpieczne wnętrze kabiny napawało mnie spokojem. Ciszę rozpraszał dźwięk radia i narastający szum wiatru. Dzień chylił się ku końcowi. Emocje opadały, rozpływały się w nicość. Fortuna kołem się toczy, jak mawiają ludzie. Głównie dlatego, że liczą na to, że los sam się odwróci. Hermetyczne myślenie, że istnieje jakaś siła wyższa, kierującą ludzkim życiem. Ironia losu, władzę tę ma ten, kto sam się jej pozbawia. Jakie to zabawne, szukać daleko, co leży u Twoich własnych stop. Kiedyś też tak myślałem. Lepiej zrzucić z siebie odpowiedzialność i szukać jej w nieokreślonym ciągu przyczynowo skutkowym. Myślenie to wcale nie poprawiło mojego życia. Nie da się zmienić czegokolwiek jednocześnie nie zmieniając niczego. Odwagą jest stanąć oko w oko z samym sobą. Przyznać się, że jest się w pełni odpowiedzialnym za wszystko, co się wydarzyło. Rzucić się w wir przeszłych wydarzeń, by sięgnąć prawdziwego dna, prawdziwej przyczyny. Stoczyć ze sobą samym walkę, o lepsze jutro. Takie myśli napływają często, gdy przemierzam ulice sennego miasta. Ulice, które znam od dziecka, a poznaję na nowo w bezpiecznej kabinie auta. Wyrzucam wtedy wszystko, co siedzi bardzo głęboko we mnie. Zostaję tylko głęboki spokój i pustka w portfelu, wywołana cenami ropy.


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła