Auto powoli nabierało prędkości. Bezpieczne wnętrze kabiny napawało mnie spokojem. Ciszę rozpraszał dźwięk radia i narastający szum wiatru. Dzień chylił się ku końcowi. Emocje opadały, rozpływały się w nicość. Fortuna kołem się toczy, jak mawiają ludzie. Głównie dlatego, że liczą na to, że los sam się odwróci. Hermetyczne myślenie, że istnieje jakaś siła wyższa, kierującą ludzkim życiem. Ironia losu, władzę tę ma ten, kto sam się jej pozbawia. Jakie to zabawne, szukać daleko, co leży u Twoich własnych stop. Kiedyś też tak myślałem. Lepiej zrzucić z siebie odpowiedzialność i szukać jej w nieokreślonym ciągu przyczynowo skutkowym. Myślenie to wcale nie poprawiło mojego życia. Nie da się zmienić czegokolwiek jednocześnie nie zmieniając niczego. Odwagą jest stanąć oko w oko z samym sobą. Przyznać się, że jest się w pełni odpowiedzialnym za wszystko, co się wydarzyło. Rzucić się w wir przeszłych wydarzeń, by sięgnąć prawdziwego dna, prawdziwej przyczyny. Stoczyć ze sobą samym walkę, o lepsze jutro. Takie myśli napływają często, gdy przemierzam ulice sennego miasta. Ulice, które znam od dziecka, a poznaję na nowo w bezpiecznej kabinie auta. Wyrzucam wtedy wszystko, co siedzi bardzo głęboko we mnie. Zostaję tylko głęboki spokój i pustka w portfelu, wywołana cenami ropy.