W słońcu rozkwicie łąk kolorach pochylonych łanów zboża gdzie czas płynie bez grzechu pieszczotą z blasku i nie wiem jak to się stało w którym oka mgnieniu skradłeś serce moje tamtego lata duszno było od szeptów przepojonych ciszy drżeniem i stały się milczenia przedmiotem zawstydzenia i nie wiem jak to się stało w którym z westchnienia żes porwał moją duszę i stały się skupienia z naszej woli przez długie godziny w huku myśli posiały dreszcze na oślep upojenia ze spojrzenia duszno było od zdziwień dla własnej dziwoty usta milcząc wszystko mówiły i nie wiem jak to się stało w którym oka mgnieniu skradłeś moje dłonie kładąc je na skroniach świata złośnika w skupieniu zamknąłeś oczy i stały się milczenia dla ust upojeniem ciszy jedwabiu nie wiem w której chwili żeś mnie odmienił z mojej to się stało woli czy z twojego zamiaru w którym oka mgnieniu żeśmy wiedzieli że szept cichnie w się zapomnieniu nie strasząc zamysłu i stała się dłoń oddana w skupieniu dla litery pisanej wszystkim z niczego trwającym do o koła palców przeciekającego słowa przed ciekawym wzrokiem żeś mi pocałunkiem bez patrzenia tego tamtym latem w uśmiechu skrytym upojeniem dla własnej dziwoty z wolności wybory nie znającej innej nocy dla dnia zerwanego jak kwiatów kolor przepełniony wonią twego ciała łan powszedni do ust przytulony czas w kropli potu skryty i nie wie jak to się stało iż mając wolność wybiera ciebie pomimo wszystko na oślep dreszczy wychodzi na przeciw pieszczoty która chce wciąż się powtarzać dla własnej pociechy Violetta Morańska