Kobieta, która dba o emocjonalne bezpieczeństwo w związku – to piękna sprawa. Ale kobieta, która robi to sama – to historia, która szybko zaczyna ją męczyć. Nie może być tak, że tylko ona przytula, tylko ona słucha, tylko ona łata dziury po nieobecnościach. Miłość to nie praca na etat jednej osoby. To nie nieustanne gaszenie pożarów w cudzym wnętrzu, podczas gdy jej własne płonie w ciszy. Związek ma być schronieniem dla obu stron. Nie miejscem, w którym ona udaje, że nie czuje chłodu, żeby nie urazić czyjejś nieumiejętności mówienia o emocjach. Nie jest terapeutką. Nie jest nauczycielką od uczuć. Nie jest darmowym kursem z bliskości. Jeśli tylko jedna osoba troszczy się o to, by było bezpiecznie – to znaczy, że druga już dawno zostawiła ją samą. Choć może fizycznie jeszcze jest obok. Ale obecność to coś więcej niż ciało na kanapie. To słowa. Wrażliwość. Gotowość, by też zapytać: „Jak Ty się czujesz?” „Czego Ci potrzeba?” „Czy jesteś szczęśliwa… ze mną?” Kobieta nie może stale niosła całej relacji na plecach, bo prędzej czy później – opadnie z sił. A wtedy… nie odchodzi złością. Odchodzi ciszą. Bo nie da się krzyczeć w pustym domu. – Anna Bukowska, autorka Oczami Kobiety. Zaobserwuj, aby otrzymać więcej moich przemyśleń 🤍