Nie każdy, kto siedzi w ciszy, jest słaby. Nie każdy, kogo otacza mrok, przegrał. Są tacy, którzy nie krzyczą… bo ich milczenie nauczyło się mówić głośniej niż czyjekolwiek słowa. Siedzę pośrodku tego pieprzonego kręgu — ludzie patrzą, oceniają, czekają, aż upadnę. Ale ja nie drżę. Już dawno przestałam się bać. Byłam na dnie. Znam smak zdrady, samotności i chłodu, który nie dotyka ciała, tylko duszy. I przetrwałam. W moich oczach nie ma już błagania. Jest spokój… i gniew, który nie potrzebuje wybuchu. Nie potrzebuję krzyczeć, by było mnie słychać. Nie potrzebuję ludzi, by wiedzieć, kim jestem. Byłam tam, gdzie wielu nie miałoby odwagi wejść. Spałam z bólem, rozmawiałam z ciszą, tańczyłam z cieniem własnych demonów. Z każdym ciosem coś we mnie umierało… ale coś innego rodziło się silniejsze. Nie złamało mnie to, co miało zniszczyć. Ulepiło mnie na nowo. Mroczniejszą. Cichszą. Prawdziwszą. Bo gdy wszyscy czekają na twój koniec — ty stajesz się początkiem czegoś, czego nigdy nie pojmą. Już nie jestem tą, którą można zranić słowem. Już nie szukam światła tam, gdzie panuje fałsz. Jestem ogniem, który przestał się palić dla innych. Jestem tą, która nie musi nic udowadniać. Tą, która z piekła wróciła na własnych nogach — i się nie obejrzała. Patrz na mnie. Oni wszyscy czekają. A ja… po prostu jestem. I to wystarczy, by ich milczenie zaczęło krzyczeć. ~Trudna Miłość ~