Przemyślenia dorosłego mężczyzny... Szukam w kobiecie partnerki. Człowieka. Dlatego kompletnie nie interesują mnie gry w stylu „złap mnie, a będę twoja”, „udowodnij, że mnie zasługujesz”, „walcz o mnie” i tym podobne. Rozumiem, że wiele kobiet właśnie tego oczekuje – dominacji mężczyzny, zachowania samca alfa. Ale dla mnie to historia rodem z podstawówki, gdzie dzieciaki gonią się z plecakami i ciągną dziewczyny za warkocze. Mam już ponad czterdzieści lat i nie mam najmniejszej ochoty udowadniać, że szybko biegam czy że na coś zasługuję. Interesują mnie dojrzałe, ciepłe, pełne zaufania i partnerskie relacje. Takie, w których dwoje ludzi stoi mocno na własnych nogach, ale gdy trzeba – potrafią się wzajemnie wesprzeć. Relacje, gdzie wzajemne zainteresowanie wyraża się wprost i naturalnie. Gdzie flirt i gra są przyprawą, a nie fundamentem wszystkiego. Dlatego nie gonię za kobietami i nie zamierzam wielokrotnie przełamywać kobiecego „nie”. Nie – to nie. Jeśli nie widzę wyraźnego zainteresowania moją osobą – nie ma sensu w to brnąć. Związek ma sens wtedy, gdy razem jest lepiej niż osobno. Gdy rozmowy dają radość. Gdy życie staje się ciekawsze, łatwiejsze, przytulniejsze, pogodniejsze. Gdy 1+1 to więcej niż 2. A te wszystkie przepychanki „kto tu rządzi”, manipulacje w stylu „pokaż, jak bardzo mnie kochasz”, czy trzymanie kobiety w ryzach jak małego dziecka — dla mnie to zabójstwo dla relacji. To sprawia, że jeden plus jeden daje mniej niż jeden. To kotwica, a nie żagiel. Tak to widzę. To tylko moja opinia. A jak to wygląda u Was?