Każda noc jest czekaniem na cud. Cichym błaganiem, żeby coś się zmieniło. Żeby serce, które już ledwo bije, i dusza, która dawno przestała wierzyć — wróciły. Siedzisz w bezsenności i marzysz, że może jutro... może tym razem... A potem przychodzi trzask. I wtedy, kurwa, rozumiesz. Że nie boisz się nocy. Boisz się dnia. Tego, że znowu założysz twarz, której nie poznajesz w lustrze. Że znowu przeżyjesz dwadzieścia cztery godziny udając kogoś, kim nie jesteś. Bo łatwiej być martwym za życia, niż spróbować naprawdę żyć. Będąc sobą. – autor 🩸