Myślałem, że jak ją kocham – to wystarczy. Nie zdradzałem. Nie krzyczałem. Nie zostawiałem jej samej z problemami. Myślałem, że jestem w porządku. Że skoro jestem wierny, wracam do domu, mówię „kocham cię” i przynoszę zakupy – to robię wszystko, czego trzeba. A jednak pewnego dnia usłyszałem: „Nie czuję się już kochana.” Zatkało mnie. Bo jak to? Przecież ją kocham. A ona spojrzała na mnie i powiedziała: „Ale czy mnie słuchasz? Czy pytasz, jak się czuję? Czy widzisz, że coś mnie boli? Czy jesteś obok, gdy naprawdę cię potrzebuję – nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie?” I wtedy dotarło do mnie, że można być obecnym… i jednocześnie zupełnie nieobecnym. Że można kochać, ale nie dawać miłości. Że można być wiernym, ale nie być lojalnym wobec jej potrzeb, emocji, zmęczenia, samotności. Byłem. Ale nie widziałem. Kochałem – ale po swojemu. Tak, jak mnie nauczono, że facet powinien kochać. Stabilnie, odpowiedzialnie, cicho. Ale ona potrzebowała czegoś więcej. Potrzebowała mnie całego. Mojego spojrzenia, mojej uważności, mojej gotowości, by słuchać i być. Bo dla kobiety „kocham cię” to nie tylko słowa. To pytanie: „Jak się dziś czujesz?” To zauważenie zmęczenia w oczach. To zrobienie herbaty, zanim poprosi. To rozmowa bez telefonu w ręku. To objęcie bez powodu. Takich i podobnych historii słucham dziesiątki każdego dnia i już wiem, że miłość to dopiero początek. Bo żeby kobieta czuła się kochana – trzeba być, a nie tylko być obok. Musisz to w końcu zrozumieć. - Polski Haxter