Nie wołam o pomoc. Czasem po prostu znikam… w sobie. Z cichym chaosem w środku i uśmiechem, który tylko udaje spokój. I właśnie wtedy... Pojawiają się ludzie, którzy nic nie mówią. Po prostu są. Bez pytań, bez presji, bez warunków. Ich obecność to więcej niż tysiąc słów. To kotwica, która nie pozwala mi odpłynąć zbyt daleko. Może nie krzyczę "dziękuję", ale każdą cząstką siebie — dziękuję Wam za bycie. W chwilach, gdy sam siebie nie potrafię utrzymać.