Nie zdążyłem się pożegnać. Nie powiedziałem „do zobaczenia”, „będę tęsknił”, „kocham”. Nie ucałowałem ust. Nie przytuliłem tak mocno, żeby zapamiętać twoje ciepło. Po prostu… przestałaś być. W jednej chwili. W jednym uderzeniu serca, które postanowiło się zatrzymać — a moje wtedy przestało bić razem z Tobą. W domu ciągle jesteś. W kubku, który tylko Ty lubiłaś. W poduszce, którą zawsze zabierałaś na kanapę. W zapachu szamponu, który wciąż czuję na ręczniku. Nawet cisza mówi Twoim głosem. Tę samą melodię nuci pralka, gdy kończy pranie. Tak samo stuka zegar, kiedy zasypiam. Tak samo zapada noc, kiedy Ciebie nie ma. I wiesz, co jest najgorsze? Że nikt już nie pyta, jak się czuję. Jak TY się czujesz. Nie wspominają. Nie wypowiadają Twojego imienia. Jakbyś nigdy nie istniała. Jakbyś była snem, który się kończy i nie warto do niego wracać. A ja się z tym nie godzę. Nie potrafię żyć, kiedy mam wrażenie, że tylko ja pamiętam. Że tylko mnie to boli. Cierpię. Ale nie tak zwyczajnie. Nie, że boli mnie serce i oczy od łez. Cierpię w sposób cichy. Jak człowiek, który codziennie siada na kanapie i udaje, że wszystko jest okej, bo przecież nie wypada mówić o nieobecnych, gdy w tle leci serial i herbata stygnie w kubku. Nie było ostatniego spojrzenia. Ani szeptu, że będzie dobrze. I że damy sobie radę. Zabrakło szansy na „przepraszam”, „dziękuję”, „zostań jeszcze chwilę”. Wiesz, czego się boję? Że jeśli przestanę cierpieć… to tak, jakbym przestał kochać. Więc pozwól mi płakać. Niech boli. Bo to jedyne, co mi po Tobie zostało. Twój. Na zawsze🩸


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła