Zawsze byłem tą czarną owcą. W każdej rodzinie jakaś jest – u nas to byłem ja. Nie dlatego, że coś przeskrobałem. Po prostu miałem inne tempo, inny pomysł na życie, a czasem po prostu inne zdanie. I wiecie co? Mimo wszystko zawsze byłem pierwszy do pomocy. Kiedy coś się paliło – leciałem z wiadrem. Kiedy trzeba było ogarnąć bałagan – zgarniałem rękawy. Ale jak coś nie wyszło… no to już wiadomo – „to twoja wina”. Zbierałem baty, jakbym z pasją trenował boks na własnej psychice. A nikt z nich nie widział, że pod tą czarną koszulą owcy, toczyłem najcięższą walkę – ze sobą. Ze swoją głową. Z depresją, która ciągnęła mnie na dno, kiedy inni widzieli tylko uśmiech i sarkazm. Ale wiesz co jest najlepsze? Że przetrwałem. I nie tylko przetrwałem – podniosłem się. Bo w końcu zrozumiałem jedno: nie musisz być białą owieczką, żeby być dobrym człowiekiem. Czasem to właśnie te czarne mają największe serce i największe jaja, żeby wyjść z piekła i iść dalej. Więc jeśli też czujesz się jak czarna owca - nie martw się. Może po prostu jesteś wilkiem, który jeszcze nie znalazł swojej watahy. - Adwokat Diabła