Nie usunąłem Cię na Insta. Nie zablokowałem na Snapie. Nie wyrzuciłem ze znajomych na Fejsie. Już nie dlatego, że czekam, aż wrócisz. Bo wiem, że nie. Tylko dlatego, że nie umiem udawać, że nigdy Cię nie znałem. Czasem widzę Cię gdzieś przypadkiem. Na story z Twoich wakacji. W metrze. Na bulwarach wiślanych. W tej samej kawiarni na Marszałkowskiej, w której kiedyś mówiłaś, że mają najgorszą latte w Warszawie. Teraz siedzisz tam z nim. I się śmiejesz. I kawa Ci nie przeszkadza. Nie wiem, co boli bardziej. To, że chodzisz z nim w nasze miejsca? To, że już nie pamiętasz? Czy to, że pamiętasz i pokazujesz, że już nic nie znaczę? A ja… Ja udaję, że nic się nie stało. Wrzucam zdjęcia, na których wyglądam na zadowolonego. Śmieję się na siłę. Gram kogoś, kto się ogarnął. A gdy zostaje sam w domu… to pije i piszę do Ciebie listy pod pseudonimem, byś nigdy się nie domyśliła, że tu chodzi o Ciebie. Że wciąż Cię kocham. Ale prawda jest taka, że tęsknię. Codziennie. Za Tobą, za nami, za wszystkim, co było. I nigdy się nie udało – choć obiecywaliśmy. Wiem, że może on jest lepszy. Nie ucieka, jak coś boli. Nie milknie, jak robi się trudno. Nie chowa się za pracą, głupimi tekstami, strachem. Może to dobrze. Może z nim masz spokój. A ja? Nauczyłem się nie pokazywać, co czuję. Bo kiedyś pokazałem — i zostałem sam. Bo gdy zaufałem i oddałem całe serce, to ktoś wziął je w dłonie i wyrzucił do śmietnika, gdy się nim znudził. Moje serce, a dla kogoś niepotrzebny śmieć. Rozumiesz? Dlatego jeśli kiedyś zerkniesz na moje story i pomyślisz „On już nie tęskni” — to wiedz, że tęsknię i cierpię. Wszystko co Ci powiedziałem, nadal jest aktualne. Wszystko co do Ciebie czuje – również. W każdej wiadomości, której nie napisałem. W każdej piosence, którą przewijam bo przypomina Ciebie. W każdym zdjęciu, które omijam wzrokiem, by za chwile pęknąć i do niego wrócić. Wiedz, że ja dalej Cię kocham. Tylko już Ci tego nie mówię. Czerwony 🩸