Kiedyś myślałem, że „seksi” to tyłek, cycki i usta jak z reklamy błyszczyka. Serio. Jak miałem dwadzieścia parę lat, wystarczyła mini i spojrzenie spod rzęs, żeby mi się system zawieszał. Ale życie... życie napierdala lekcjami z każdej strony. I człowiek się zmienia. Bo wiesz co? Dziś “seksi” to dla mnie rozmowa, która zostaje w głowie na trzy dni. To kobieta, która nie tylko patrzy, ale widzi. Która nie pyta „co robisz?”, tylko „jak się dziś czujesz?”. Z wiekiem zauważyłem, że to nie ciało najbardziej przyciąga. To spokój. To szczerość. To inteligencja, która wchodzi pod skórę bardziej niż jakikolwiek dotyk. Dziś mnie jara, jak ktoś potrafi słuchać, nie przerywać. Jak mówi o emocjach, nie uciekając w „jest okej”. Jak potrafi się śmiać z głupot, ale i rozkminić ze mną sens życia przy kawie o 3 w nocy. To jest prawdziwe "seksi". To, że potrafisz być lojalna, czuła, prawdziwa. Nie musisz mieć perfekcyjnego ciała - wystarczy, że masz poukładane w głowie i nie boisz się tego pokazać. Bo dziś, po wszystkim, co przeszedłem, wiem jedno: jędrny mózg kręci mnie sto razy bardziej niż jędrne pośladki. A rozmowa, która dotyka duszy, zostaje dłużej niż jakikolwiek seks. I tego się trzymam. Z resztą... jeśli też tak masz - to wiesz, że nie pierdolę. ~ Adwokat Diabła