Wiesz co? Zacznę Ci to opowiadać tak, jak było naprawdę. Siedziałem kiedyś na podłodze, oparłem się o zimną ścianę i gapiłem się w telefon. TikTok, Instagram, Messenger – wszystko chodziło. Miałem w kontaktach z 2 tysiące ludzi. Śmiałem się z memów, oglądałem cudze życia i... czułem się jak totalne gówno. I wiesz co mnie uderzyło? Że jak wyłączyłem telefon – to nie było nikogo. Nikogo, kurwa. Zero powiadomień. Zero wiadomości. Tylko cisza. Taka cisza, co Ci nie daje spać. Bo prawda jest taka, że dzisiaj ludzie wolą wysłać lajka niż zapytać "Jak się trzymasz, stary?" Ludzie są blisko... ale tylko na ekranie. Dookoła nas świat, w którym łatwiej jest wyrzucić człowieka niż z nim pogadać. Łatwiej zniknąć, niż wziąć odpowiedzialność. Niby każdy ma znajomych, obserwatorów, followersów, ale ile z tych osób zapuka do Twoich drzwi, kiedy będziesz w rozsypce? Bo jak życie Ci jebnie z liścia w twarz – a uwierz, jebnie – to nie potrzebujesz emoji. Potrzebujesz człowieka, który Ci poda rękę. I to nie musi być dziesięciu ludzi. Czasem wystarczy jeden. Ale taki, który zostanie, jak reszta wyjdzie. Prawdziwych ludzi nie znajdziesz w komentarzach. Znajdziesz ich wtedy, kiedy będzie Ci źle, a oni mimo tego przyjdą. Nie będą mówić "trzymaj się", tylko usiądą obok i powiedzą: "Jestem." Więc jeśli czujesz, że coś jest nie tak – że jesteś w tłumie, a mimo to sam – to nie zwariowałeś. Po prostu widzisz, jak bardzo ten świat odpłynął. Ale to nie znaczy, że nie możesz coś zmienić. Wyloguj się. Zadzwoń do kogoś, kogo dawno nie słyszałeś. Zrób kawę i zaproś sąsiada na pogadankę. Albo idź do ludzi i zapytaj: "Jak naprawdę się masz?" Bo prawdziwe życie dzieje się poza ekranem. I tylko od Ciebie zależy, czy będziesz je oglądał, czy przeżywał. Więc żyj, kurwa. Żyj. Nie tylko scrolluj. - Adwokat Diabła