Był zwykły dzień. Nic się nie działo. Taki dzień, kiedy masz ochotę wszystko wyłączyć i zostać pod kocem. Ale wyszedłem. Bo już sam siebie miałem dość. Wziąłem telefon, klucze, bez celu. Zero planu. Po prostu musiałem gdzieś iść, ruszyć się, bo czułem, że jeśli tego nie zrobię – to znów utknę. Na kolejne dni. Może tygodnie. Idę chodnikiem, mijam ludzi, dzieciaki grają w piłkę, ktoś z kimś się kłóci przez telefon. A ja nagle dostaję takiego wewnętrznego pierdolnięcia: "Stary, życie się dzieje. Tu. W tej chwili. Bez twojej zgody i bez twojego przygotowania." I jak grom z jasnego nieba: Kiedy, kurwa, ty zamierzasz naprawdę żyć? Nie w planach. Nie w głowie. Nie w wymówkach, że „jeszcze nie teraz”, „jeszcze muszę to ogarnąć”, „jeszcze nie jestem gotowy”. Nikt z nas nie jest gotowy. Dziś masz siłę? Zadzwoń do kogoś, z kim nie rozmawiałeś od lat. Masz w głowie jedną rzecz, którą chciałeś zrobić „od dawna”? Zrób to. Masz myśl, żeby komuś powiedzieć „dziękuję” albo „kocham”? Powiedz. Dziś. Nie jutro. Bo jutro możesz nie mieć odwagi. Albo serca ci nie pozwoli. Nie potrzebujesz rewolucji. Potrzebujesz obecności. Prawdziwej. W tej właśnie chwili. Zacznij teraz. Choćbyś miał zacząć od trzech głębokich oddechów i myśli: „Jestem. Kurwa, jestem.” - Adwokat Diabła


 

#cytaty

 Pewnego dnia po prostu wstałem. Bez melodramatu. Bez jebanych fanfar. Telefon wyciszony, zero powiadomień. Cisza. Świt jeszcze przecierał o...