Kiedyś siedziałem w aucie, które kosztowało mnie trzy lata życia. Lepsze fotele niż w moim własnym salonie, lakier tak błyszczący, że można się w nim przejrzeć. Patrzyłem na nie i czułem się... pusty jak skarpetka po wypłacie. Z boku wyglądało, że mam wszystko – dobra praca, ciuchy, zegarek, jakieś tam "znajomości". A w środku? Kurwa, w środku nie miałem nic. Ani spokoju, ani bliskości, ani nawet energii, żeby rano wstać z łóżka z uśmiechem. Bo wszystko, co robiłem, robiłem po to, żeby "jakoś wyglądać", żeby nikt nie pomyślał, że jestem nikim. I któregoś dnia – nie wiem, co to było, może jedno spojrzenie w lustro za dużo – zrozumiałem, że to wszystko to był teatr dla ludzi, których nawet nie lubię. Że wygląd? Pff. Można być chujem w garniturze i złotym zegarku. Że auto? Stoi na parkingu i gnije, kiedy Ty siedzisz sam w domu. Że mieszkanie? Sterylne i ciche jak kostnica. Że wakacje? Zdjęcia fajne, ale co z tego, skoro nie masz z kim dzielić wspomnień? I wtedy, nagle, jebło mnie to między oczy – że największy luksus, jaki możesz mieć, to człowiek. Jeden, prawdziwy. Ktoś, kto widzi Cię brudnego, zmęczonego, bez energii i dalej mówi: „Chodź, zrobię Ci herbatę”. Albo: „Nie pierdol, damy radę”. Ktoś, kto nie pyta, czy masz kasę, ale czy masz siłę. Ktoś, kto nie chce z Tobą jechać na Bali, tylko pójść na spacer po osiedlu, trzymając Cię za rękę. Ktoś, kto śmieje się z Tobą z tych samych głupot i przytula Cię, gdy świat wali Ci się na głowę. I wtedy zaczynasz inaczej myśleć. Inaczej wybierać. Przestajesz tracić czas na znajomości, które nic nie wnoszą. Przestajesz walczyć o uwagę ludzi, których nie obchodzi nawet, jak masz na imię. Przestajesz próbować być „kimś”. Zaczynasz po prostu być. I to wystarczy. Bo jak masz obok siebie kogoś, kto Cię kocha – takiego, jakim jesteś – to masz wszystko. Nieważne, czy jeździcie tramwajem, czy Bentleyem. Nieważne, czy mieszkacie w kawalerce, czy willi. Ważne, że jesteście razem. I że możesz powiedzieć: „Kurwa, warto było się pogubić, żeby się potem odnaleźć właśnie tutaj. Z Tobą.” - Adwokat Diabła


 

Prawdziwa miłość daje wolność, a nie ją zabiera. Szukaj kogoś, z kim możesz być "singlem", ale we dwoje. Miłość nie ma być więzieniem. Nie ma być klatką, która ogranicza i nie pozwala rozwinąć skrzydeł. Nie ma być łańcuchem, na którym Cię trzyma. Najlepsze związki to takie, w których nie przestajesz być sobą. Nie oddajesz swojego życia w ofierze. Nie tracisz tego, co kochasz, by zyskać kogoś, kogo kochasz. Prawdziwa miłość wygląda zupełnie inaczej. To ktoś, kto uwielbia być z Tobą, ale nie potrzebuje Cię przy sobie 24 godziny na dobę. Ktoś, kto zachwyca się Twoją niezależnością, zamiast jej się bać. Ktoś, przy kim możesz być w pełni sobą - z Twoimi przyjaciółmi, z Twoimi pasjami, z Twoim własnym życiem poza "nami". Szukaj kogoś, kto tęskni, gdy Cię nie ma, ale nie próbuje Cię zatrzymać na siłę. Dla kogo Twoje wyjście z przyjaciółmi nie jest zagrożeniem, a powodem do wysłania SMS-a o trzeciej nad ranem, że za Tobą tęskni. Kogoś, kto wraca do Ciebie nie z obowiązku, ale z tęsknoty. Nie dlatego, że musi, ale dlatego, że chce. Najpiękniejsza miłość to ta, w której wolność nie jest ofiarą, a prezentem. Gdzie bliskość rodzi się z wyboru, nie z obowiązku. Gdzie każde "kocham cię" wypływa z chęci, nie z rutyny. Najpiękniejsze związki to te, gdzie dwoje ludzi kroczy własnymi ścieżkami, ale zawsze wracają do siebie. Gdzie możesz być sobą, robić swoje, mieć swoje życie - a jednocześnie dzielić najważniejsze chwile z kimś, kto cię rozumie i kocha takim, jakim jesteś. Prawdziwy związek to nie kompromis między samotnością a niewolą. To najpiękniejsza forma wolności – możliwość bycia w pełni sobą przy kimś, kto kocha Cię właśnie za to, kim jesteś. Bo w najlepszych związkach nie chodzi o to, by być zawsze razem, ale by nawet będąc osobno, zawsze czuć się połączonym, z osobą, którą kochasz. ~ R. Wicijowski