Byłem w parku, wracałem z zakupów. Siedział na ławce, trochę skulony, cicho, z głową pochyloną. Facet, który wyglądał, jakby życie go mocno jebnęło. Nie żebrał, nie wył, po prostu był tam sam. Coś mnie tknęło, podszedłem. – Hej, stary, wszystko w porządku? Masz coś do jedzenia? – zapytałem. Spojrzał na mnie trochę z rezerwą, ale w końcu się odezwał. – Wiesz, od kilku dni to bardziej przeżycie niż życie – rzucił cicho. Rozmawialiśmy chwilę. Opowiedział mi, że kiedyś był strażakiem. Prawdziwym gościem, co ratował ludzi i jeździł na akcje. Ale życie go rozjechało. Praca zniknęła, rodzina się rozpadła, dom też. – Ten system, te urzędy… – mówił – Chciałem walczyć, ale to jakby walić głową w mur. Nikt nie słucha, nikt nie pomaga. Przyszedł czas, gdy zaczął pić, bo inaczej nie dałby rady. – Nie potrafię przestać – przyznał bez bicia. – Alkohol, depresja… to mnie wessało. Kupiłem mu coś do jedzenia, wodę, a potem dałem świeżą koszulkę, którą miałem w aucie. Widziałem, jak to dla niego coś znaczyło. Na koniec powiedział coś, co zostanie ze mną na długo: – Zrobiłeś dla mnie więcej niż ktokolwiek przez ostatnie miesiące. Nie piszę tego, żeby się chwalić. Piszę, bo czasem trzeba się zatrzymać i zobaczyć, że za każdym takim facetem stoi historia, której nie znasz. Więc, kurwa, następnym razem, gdy zobaczysz kogoś na dnie – zapytaj. Bo czasem najważniejsze to nie dać komuś kasę, ale dać mu znak, że jest widziany. I to jest prawdziwa siła. - Adwokat Diabła