Gdyby kiedyś młodszy ja usiadł obok mnie na jakiejś zjebanej, obdrapanej ławce, to pewnie patrzyłby na mnie jak na wariata. „To serio ja? Ty? Co tu się, kurwa, wydarzyło?” – zapytałby. I wtedy bym się uśmiechnął, poprawił kaptur i powiedział: „Tak, wariacie. To ja. Trochę starszy, trochę z brzuchem, trochę z siwym włosem… ale za to z mniejszym syfem w bani i większym luzem w sercu”. I co bym mu powiedział? Po pierwsze: „Nie bój się robić głupich rzeczy”. Bo często te najbardziej porąbane pomysły okazują się tymi, które zmieniają całe życie. Skocz, zaryzykuj, spal coś w drodze, zrób błąd – i chuj. Ból minie, siniaki znikną, a nauka zostanie na zawsze. Po drugie: „Dbaj o głowę tak samo, jak o klatę”. Bo możesz mieć bicka jak arbuza, ale jeśli w środku wszystko się wali, to prędzej czy później i tak polecisz na ryj. Twoje myśli to nie wróg – tylko czasem przestraszone dziecko, które trzeba przytulić. Po trzecie: „Nie udawaj, że jesteś kimś innym”. Świat ma już wystarczająco dużo pozowanych zdjęć, sztucznych uśmiechów i „idealnych gości” z Instagrama. Ty bądź sobą – ze swoimi wadami, cichymi zwycięstwami i porażkami, o których wie tylko garstka ludzi. I jeszcze jedno: „Dbaj o ludzi”. Przytul mamę, zadzwoń do babci, idź na spacer z kumplem, nawet jeśli nie macie o czym gadać. Takie momenty to jak checkpointy w grze – przypominają Ci, po co grasz i dlaczego warto przechodzić kolejne levele. Więc… młodszy ja… Zrób swoje. Po swojemu. Choćby cały świat mówił, że się nie da. A Ty? Jakbyś pogadał ze swoim młodszym sobą – co byś mu, kurwa, powiedział? - Adwokat Diabła