Jeśli zamężna kobieta dobrze wygląda — zwłaszcza z wiekiem — warto uścisnąć dłoń jej mężowi. Bo to również jego zasługa. Nie krzyczał na nią. Nie upokarzał. Nie zdradzał. Nie zrzucał wszystkiego na jej barki. Wręcz przeciwnie — obejmował, całował, wspierał. Mówił miłe słowa. Komplementował. Chronił, gdy było strasznie. Był obok, gdy płakała w ciszy. Dlatego dziś jego kobieta „promienieje”. Po czterdziestce to widać szczególnie wyraźnie. Żona dobrego mężczyzny jest spokojna, piękna, zrównoważona. Uśmiecha się w domu, zajmuje swoimi sprawami, spaceruje z nim za rękę przy zachodzie słońca. A inni mężczyźni patrzą i myślą: „Dlaczego moja taka nie jest?” Odpowiedź jest prosta: kobiety nie wystarczy „mieć”. Trzeba ją docenić. Nie jak rzecz. Nie jak obowiązek. Ale jak człowieka. Z uwagą. Czułością. I szacunkiem. Obok każdej dojrzałej, pięknej kobiety jest ktoś, komu za to należy podziękować. Oczywiście — są też kobiety, które potrafiły ocalić siebie nawet w trudnym małżeństwie. Które są piękne i silne mimo samotności. Ale to wyjątki. Nie reguła. Kobietę trzeba chronić od młodości. Wtedy z każdym rokiem będzie coraz bardziej rozkwitać. I ludzie powiedzą: „Jemu się poszczęściło z żoną.” Może trochę i tak. Ale dużo częściej to efekt jego dobroci, uwagi i mądrości. Bo wygląd i charakter kobiety bardzo często zależą od tego, jak jest traktowana. Czułe słowa — i zaczyna świecić. Objęcia — i młodnieje. Pocałunki — i iskierki wracają do oczu. Na twarzy dojrzałej kobiety zawsze widać, jaki był jej mężczyzna — dobry… czy niekoniecznie. Na końcu wszystko jest proste: mężczyzna sam wybiera, kogo będzie miał u boku — królową… czy zranioną kobietę z gasnącym spojrzeniem. Bo nam, kobietom, naprawdę niewiele trzeba: odrobina miłości, trochę czułości, trochę wsparcia. Resztę — potrafimy wybaczyć. Bo miłość ma siłę przebaczania nawet tego, co wydawało się niewybaczalne…


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła