Wpadliśmy na siebie jak dwie iskry w suchym lesie. Nie było czasu na pytania. Nie było miejsca na ostrożność. Była namiętność, jakbyśmy chcieli nadrobić wszystkie samotne noce poprzednich lat. Była bliskość, zanim zdążyliśmy naprawdę się poznać. Pamiętam, jak szybko zaczęliśmy mówić do siebie „my”. Jak szybko Twoja dłoń znalazła się w mojej. Jak łatwo przyszło nam być razem, a jak trudno — wytrzymać przy sobie, kiedy emocje przestały być tylko piękne. Nie zdążyliśmy zbudować mostu, a już podpalaliśmy brzegi. I zanim się zorientowałem… stałem po drugiej stronie, sam, z popiołem w ustach. Może to była chemia. Może to była desperacja. Może po prostu oboje chcieliśmy się zakochać, żeby nie czuć samotności. Ale miłość nie zdążyła się jeszcze narodzić, a już musiała walczyć o przetrwanie. Dziś wiem, że mogło być inaczej. Wolniej. Prawdziwiej. Bez udawania, że znamy się lepiej, niż znaliśmy. Może gdybyśmy dali sobie czas… Ale nie daliśmy. I za to dziś piszę ten list — nie po to, by wracać, ale by przeprosić. Za pośpiech. Za presję. Za to, że zanim się nauczyłem Cię trzymać, już Cię puszczałem. Z bólem, który przyszedł po zbyt szybkim „kocham” i z wdzięcznością, że choć krótko — byliśmy sobą naprawdę, Czerwony 🩸


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła