Niedziela Wielkanocna.

To nie koniec. To początek.


Czasami życie wygląda jak ruina.

Jak coś, co się rozsypało i już nie da się poskładać.

Czujesz zmęczenie, pustkę, zawód. I myślisz sobie: "to już chyba wszystko, więcej nie dam rady".


A potem przychodzi taki dzień jak Niedziela Wielkanocna.

I coś w środku drga.

Jakby Twoje serce - po cichu, ledwo wyczuwalnie - przypomniało sobie, że potrafi jeszcze wierzyć.


To nie krzyk. To nie spektakularny zwrot akcji.

To szept.

Delikatna, prawie niewidoczna iskra.

Ale wystarczy.

Bo to nie jest koniec.

To moment, w którym możesz stanąć, popatrzeć na wszystko jeszcze raz - i powiedzieć sobie:

„Zacznę od nowa.”


Nie musisz być gotowy. Nie musisz być silny.

Wystarczy, że w głębi duszy pozwolisz sobie uwierzyć, że coś jeszcze się może wydarzyć. Coś dobrego.

Że z tej ciszy, w której teraz jesteś, może się urodzić coś pięknego.


Bo życie się nie kończy wtedy, gdy coś się rozpada.

Ono zaczyna się tam, gdzie masz odwagę sięgnąć po nadzieję. Choćby drżącą. Choćby ostatnią.


Dziś jest dobry dzień, by zacząć od nowa.

Z nową myślą. Z nowym sercem.

Z wiarą, że to, co przed Tobą, może być piękniejsze niż to, co za Tobą.


~ Świat jego oczami


Jak piłaś ponad 20 lat, a teraz raptem jesteś trzeźwa kilka dni czy kilka tygodni, to nie dziw się że nikt nie chce ci zaufać. Ok super decyzja, tak trzymaj, ale tydzień czy miesiąc abstynencji bez większego 🧠 zaangażowania nie załatwi tych wszystkich kłamstw, obietnic i tego całego pijackiego syfu, jaki fundowałaś innym. Na oczekuj cudów i nie masz prawa mieć żadnych pretensji do nikogo. Ciesz się,że w ogóle ktoś chce z tobą rozmawiać po tym wszystkim co naodwalałaś. To twoja wina, że chlałaś non stop i teraz się za to płaci relacjami. 🫵 Ludzie mają prawo odejść a ty nie masz prawa ich zatrzymywać, bo oni nie mają obowiązku czekać aż łaskawa pani może w końcu przestanie pić i przypomni sobie, że ma męża i dzieci. A twoje tysięczne przepraszam znaczy tyle co wczorajsze gówno, czyli nic. 💩 Możesz teraz się obrazić, strzelić focha i iść się najebać, bo nikt Cię nie kocha. Możesz też pracować nad sobą kilka lat i zmienić swój świat na lepsze. 😍 Ja budowałem utracone zaufanie 5 lat, a nie 5 tygodni. Taka specyfika choroby i nie pisać mi tu głupot "no wiesz to nie takie proste" czy "nie każdy jest taki sam." Albo bierzesz się na poważnie za siebie i zmieniasz całe życie, albo narzekaj dalej i się zachlaj na śmierć, to przynajmniej dzieci będą miały mniej traum i lżejsze DDA, a partner będzie miał szansę na szczęście bez odoru gorzały. Lepszy żaden rodzic niż najebany rodzic, i zawsze lepiej samemu niż z pijaczką.🍷 Myślisz, że to za ostro ? No cóż, to twoje myśli, myśl sobie co chcesz, ja tylko piszę jak to działa w praktyce. 🌎 Zaufanie do alkoholiczki czy alkoholika odbudowuje się latami. A teraz albo do baru, albo na terapię, wybór należy do Ciebie mamusiu. Ogromne wyrazy szacunku 🤝 dla ludzi, którzy wybrali rodzinę❤️zamiast butelki.