Kiedyś, jak ktoś mnie skreślił, to siedziałem jak zbity pies. Rozkminiałem, co zrobiłem źle, analizowałem każdą rozmowę jak Sherlock na speedzie i prawie że robiłem exelki z "błędów mojego życia". Aż w końcu przyszło olśnienie… gdzieś między jednym a drugim zimnym kebabem o trzeciej w nocy. Po prostu: to nie zawsze moja wina. I to jest okej. Zrozumiałem, że nie z każdym da się pogadać jak z kumplem od lat. Że czasem ktoś patrzy na ciebie jak na kosmitę, bo masz inne priorytety niż drama i narzekanie. Nie biorę już do siebie tych cichych westchnięć, tych "on się zmienił" szeptanych jak wyrok. Może i się zmieniłem. Na lepsze, dziękuję bardzo. Dziś, jeśli odchodzę – to nie z fochów. Tylko z szacunku. Do siebie. Bo jeśli rozmowa z tobą wysysa ze mnie życiową energię szybciej niż poniedziałek rano, to… sorry, ale nie będę robił z siebie emocjonalnego Zorro. I nie, to nie jest egoizm. To jest BHP psychiczne. Więc jak mówię "Trzymaj się… z daleka", to nie z nienawiści. Tylko z ulgi. Bo jak ktoś był kiedyś ważny, a dziś go nie ma – to znaczy, że sam postanowił zejść z tej drogi. Ja po prostu nie zamierzam go gonić. I zanim ktoś powie "ale on się zrobił jakiś zimny" – nie, ziomek. Ja po prostu przestałem grzać ręce przy cudzych pożarach. - Adwokat Diabła


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła