Kobietom nie wolno się starzeć. Siwe włosy u mężczyzny to „srebrny lis” — status, charyzma, atrakcyjność. Siwe włosy u kobiety? To „stara wiedźma”, „zaniedbała się”, „czas się pofarbować”. Zmarszczki u mężczyzny to oznaka doświadczenia. Zmarszczki u kobiety — powód do zmartwień: „trzeba coś zrobić z twarzą”. Mężczyzna z brzuszkiem — „solidny”. Kobieta z ciałem, które się zmieniło — „zaniedbana”. Świat od dawna dzieli nas na „tych, którzy się nadają” i „tych do odrzutu”. Na tych, którym wolno godnie przemierzać czas, i tych, którym każe się z nim walczyć aż do ostatniego tchu. Ale niezależnie od wysiłku — i tak cię skreślą. Od kobiet oczekuje się, by były „zadbane”, „estetyczne”, „atrakcyjne”. Świat wymaga od nas wiecznej młodości, nieskazitelności, perfekcji. Nawet jeśli w duszy popiół, a życie trzyma się na słowie i modlitwie. Kobieta ma wyglądać, jakby w jej świecie nie było wojny. Jakby jej serce nie płonęło od strat. Jakby co rano nie musiała wybierać: pomalować się czy nakarmić dzieci. Jej zmarszczki — są „niedopuszczalne”. Jej siwizna — „jej wina”. Jej zmęczenie — to „zaniedbanie”. Nie wybacza się jej śladów życia na twarzy. Ale prawdziwe piękno nie polega na ukrywaniu zmęczenia. Nie polega na zakrywaniu każdego śladu bólu. Prawdziwe piękno to nie zatracić siebie. To umieć śmiać się przez łzy. To zdolność do marzeń — mimo wszystko. I wiecie co? Nie chcę walczyć ze swoją twarzą. Nie chcę toczyć boju ze swoim ciałem. Nie chcę żyć w napięciu, jakby każda zmarszczka czy każdy centymetr skóry był wyrokiem. Wybieram życie. Wybieram nosić swoje siwe włosy, swoje zmarszczki, swoje zmęczone, ale prawdziwe piękno — jak sztandar. Nikt nie zmusi mnie, bym wstydziła się swojego życia. Siwizna? To lata, które przeżyłam. Będę ją nosić jak koronę, a nie jak piętno. Zmarszczki? To drogi, które przeszłam. Zmęczenie? To to, co udało mi się przetrwać. Świat może próbować przypinać mi etykiety. Ale ja wybieram je zrzucić. Wybieram żyć po swojemu. Wybieram być sobą — a nie niekończącym się projektem do poprawy. Nie jestem zaniedbana. Jestem żywa. I to jest najważniejsze.