"Rano się budzę. Patrzę - obok moja dziewczyna, rozwalona jak gwiazda na hotelowym łóżku. Chrapała jak silnik diesla zimą, ale wiecie co? Chciała tu być. Obok mnie. A ja zamiast się cieszyć – to marudzę, że się nie wyspałem." Wsiadam do auta. Korki jak zwykle, spaliny, klaksony, klasyka. Ale siedzę sobie w ciepełku, w swoim aucie, radio gra, kawa w kubku - a kiedyś z buta zapierniczałem po deszczu. Teraz? Też narzekam. No brawo ja. Zawiozłem małego do szkoły. W drodze tłumaczę mu, że ta czwórka z matmy to jeszcze nie koniec świata, ale w głowie mam, że to "niesprawiedliwe" i że "mógł się bardziej postarać". A przecież… on się stara. Codziennie. W pracy – e-maile, telefony, spotkania. Monotonia. Ale lepsza monotonia za pieniądze niż scrollowanie TikToka na bezrobociu, nie? Wpadam do domu. Żarcie na stole, dom ogarnięty, a ja? Kręcę nosem, że zupa przesolona. Serio? Partnerka milczy. Miała ciężki dzień. A ja już w głowie mam: "coś nie tak, coś się dzieje…". A może po prostu potrzebuje chwili ciszy? Bieganie. Spociłem się jak dzik, endorfiny fruwają, a ja i tak zły, że nie zrobiłem kilometra więcej. Jakby od tego zależało moje CV do nieba. I wiesz co? Mam dość tego jęczenia. Bo prawda jest taka: - Mam kogo kochać i kto kocha mnie. - Mam dach nad głową, auto pod tyłkiem, robotę, która mnie nie zabija, i dzieciaka, co się rozwija. - Jestem zdrowy. Nie idealny, ale zdrowy. Więc może… zamiast szukać dziury w całym, zacznę widzieć, że to całe jest całkiem zaj**biście dobre? - Adwokat Diabła