Żyjemy dzisiaj w świecie, w którym niby mamy wszystko, co człowiek mógłby sobie wymarzyć. Dach nad głową, dostęp do wody, jedzenia, wysokie możliwości edukacyjne, społeczne i zawodowe. Możemy założyć rodzinę, poznawać świat i spełniać większość swoich pragnień. Jednak większość z nas pod koniec swego życia będzie nieszczęśliwa, niespełniona i zgorzkniała od wewnątrz, nawet mimo spełnionych celów życiowych. Dzieje się tak dlatego, że cele, które osiągnęliśmy, były wyznaczone przez innych ludzi, trendy i nasze pragnienia. Nie były to cele wartościowe dla naszego wnętrza, tylko stanowiły cele świata zewnętrznego, dlatego człowiek dopiero pod koniec swego życia stwierdzi, że były bez sensu. Uzna wtedy, że czas poświęcony pewnym ludziom, pieniądze wydane na rozliczne pragnienia, ilość porażek, by odnieść dany sukces, nie miały żadnego znaczenia. Jeżeli będziemy uczciwi wobec siebie, to odkryjemy, iż wszystko, co zrobiliśmy dla świata zewnętrznego bez wewnętrznej potrzeby, nie było nic warte. Całe życie przeminęło, a my je zmarnowaliśmy. Wszystkie rzeczy, które mamy, samochody, domy i tak się zatracą. Wszystkie tytuły, stanowiska i honory i tak pójdą w zapomnienie. Okaże się, że większość ludzi realizowała swoje cele pod wpływem przyjemności, uroku pragnień, strachu lub oczekiwań innych ludzi. Zapomniało o swoim wnętrzu. ~ Maciej Wiszniewski

 


Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła