Był taki moment w moim życiu, że próbowałem być “tym gościem”. Wiesz… zawsze grzeczny, z uśmiechem, z opinią skrojoną pod publikę. Taki, co kiwa głową, jak reszta kiwa, i nie fika, bo po co robić zamieszanie, nie? Tylko że pewnego dnia, siedząc sam ze sobą, poczułem się jak... podróbka. Jak wersja demo siebie. Grzeczny chłopiec, który udaje, że wszystko gra, a w środku aż się gotuje, żeby krzyknąć: „Ja pierdzielę, to nie jestem ja!” Bo prawda jest taka, że ludzie kochają, kiedy jesteś przewidywalny. Cichy. Wygodny. Jak poduszka IKEA - wszędzie pasuje, nikogo nie drażni. Ale jak tylko pokażesz pazur? Albo masz inne zdanie niż reszta? Ooo, wtedy zaczyna się koncert. "Za głośny." "Za pewny siebie." "Za dużo chce." "Za mało się stara." "Za bardzo się wyróżnia." I wiesz co? Już mi się nie chce w to bawić. Nie po to przyszedłem na ten świat, żeby grać rolę statysty w filmie o cudzym życiu. Nie będę się chować, żeby komuś nie było głupio przy moim świetle. Nie będę przepraszać za to, że idę swoją drogą - nawet jeśli jest wyboista, kręta i czasem prowadzi pod prąd. Bo prawda jest taka, że ludzie i tak będą gadać. Nieważne, czy siedzisz cicho, czy krzyczysz z dachu. Czy masz sukces, czy ledwo zipiesz. Zawsze znajdzie się ktoś, kto spojrzy z ukosa i powie: “Taa, ale…” Więc ja już wybrałem. Wolę być prawdziwy niż lubiany. Wolę iść sam niż iść w tłumie, który nie zna kierunku. Wolę świecić własnym światłem, nawet jeśli kogoś to razi w oczy. Bo na końcu dnia, jak patrzę w lustro, to chcę widzieć siebie - a nie wersję, którą świat chciał ze mnie zrobić. Więc jeśli też czujesz, że masz dosyć udawania… To chodź. Podnieś głowę. I chodźmy razem - po swoje. Nie perfekcyjni. Ale prawdziwi. Nie grzeczni. Ale wolni. Nie dla poklasku. Tylko po to, żeby naprawdę żyć. - Adwokat Diabła


 

Jak piłaś ponad 20 lat, a teraz raptem jesteś trzeźwa kilka dni czy kilka tygodni, to nie dziw się że nikt nie chce ci zaufać. Ok super decyzja, tak trzymaj, ale tydzień czy miesiąc abstynencji bez większego 🧠 zaangażowania nie załatwi tych wszystkich kłamstw, obietnic i tego całego pijackiego syfu, jaki fundowałaś innym. Na oczekuj cudów i nie masz prawa mieć żadnych pretensji do nikogo. Ciesz się,że w ogóle ktoś chce z tobą rozmawiać po tym wszystkim co naodwalałaś. To twoja wina, że chlałaś non stop i teraz się za to płaci relacjami. 🫵 Ludzie mają prawo odejść a ty nie masz prawa ich zatrzymywać, bo oni nie mają obowiązku czekać aż łaskawa pani może w końcu przestanie pić i przypomni sobie, że ma męża i dzieci. A twoje tysięczne przepraszam znaczy tyle co wczorajsze gówno, czyli nic. 💩 Możesz teraz się obrazić, strzelić focha i iść się najebać, bo nikt Cię nie kocha. Możesz też pracować nad sobą kilka lat i zmienić swój świat na lepsze. 😍 Ja budowałem utracone zaufanie 5 lat, a nie 5 tygodni. Taka specyfika choroby i nie pisać mi tu głupot "no wiesz to nie takie proste" czy "nie każdy jest taki sam." Albo bierzesz się na poważnie za siebie i zmieniasz całe życie, albo narzekaj dalej i się zachlaj na śmierć, to przynajmniej dzieci będą miały mniej traum i lżejsze DDA, a partner będzie miał szansę na szczęście bez odoru gorzały. Lepszy żaden rodzic niż najebany rodzic, i zawsze lepiej samemu niż z pijaczką.🍷 Myślisz, że to za ostro ? No cóż, to twoje myśli, myśl sobie co chcesz, ja tylko piszę jak to działa w praktyce. 🌎 Zaufanie do alkoholiczki czy alkoholika odbudowuje się latami. A teraz albo do baru, albo na terapię, wybór należy do Ciebie mamusiu. Ogromne wyrazy szacunku 🤝 dla ludzi, którzy wybrali rodzinę❤️zamiast butelki.