Byłem na dnie. Takim prawdziwym, gdzie rano budzisz się i zastanawiasz, po co w ogóle otwierać oczy. Depresja, wypalenie, poczucie, że wszystko się skończyło. I powiem ci szczerze – wtedy nie miałem siły ani wiary w cokolwiek. I wiesz co mnie wtedy uratowało? Nie żadne cudowne tabletki, nie milion złotych z nieba, tylko… te pieprzone banały, które zawsze olewałem. Afirmacje, medytacja, praca nad sobą. Tak, wiem – brzmi jak bullshit, jak poradnik z kiosku za 4,99. Ale ja byłem tak zniszczony, że chwyciłem się tego, bo nie miałem już nic do stracenia. I zaczęło działać. Powoli. Bez fajerwerków. Do tego terapia – już piąty rok siedzę nad sobą z terapeutą, rozkminiam swoje demony i krok po kroku składam się w całość. I najważniejsze? Regularny sen i normalne jedzenie. Brzmi śmiesznie? Może i tak, ale to kurwa wyciągnęło mnie z bagna, w którym siedziałem po szyję. I teraz, kiedy oddycham pełną klatą, chcę ci powiedzieć jedno – to, że dziś czujesz się jak śmieć, nie znaczy, że tak będzie zawsze. Możesz się uratować. Możesz odbić się od dna, ale nikt za ciebie tego nie zrobi. Całe życie jest jeszcze przed tobą. Dlatego teraz, przy tej współpracy, chcę się z tobą podzielić tym, co mnie uratowało – moimi afirmacjami. Tymi samymi, które trzymały mnie przy życiu, kiedy wszystko inne zawodziło. Może i dla ciebie staną się liną, którą wyciągniesz się z tych czeluści. - Adwokat Diabła