Pamiętam ten moment, kiedy siedziałem na ławce, patrzyłem w niebo i myślałem: „Kurwa… serio? To ma tak wyglądać całe życie?” Codzienność jak skserowana kartka - dzień w dzień to samo, zero smaku, zero adrenaliny. I wtedy mnie walnęło. Ja tu nie jestem po to, żeby odhaczać kolejne nudne tygodnie. Ja mam żyć. Do kurwy nędzy - żyć. Od tamtego dnia powiedziałem sobie: Pij wino, tańcz w deszczu, śmiej się tak głośno, żeby sąsiedzi myśleli, że zwariowałeś. Kochaj tak, jakby to był ostatni dzień. I nie odkładaj tego „na kiedyś”, bo „kiedyś” to największe kłamstwo, jakie wciska nam życie. Ludzie będą gadać. Zawsze. Jednym przeszkadza, że jesteś szczęśliwy, innym, że nie grasz według ich zasad. Pieprzyć to. Wiesz dlaczego? Bo na końcu zostaniesz tylko Ty i Twoje wspomnienia. A ich opinie? Polecą do śmietnika razem z resztą życiowych śmieci. Problemy? Będą. Wkurwiające, ciężkie, czasem takie, że masz ochotę pierdolnąć wszystko i zniknąć. Ale przeżyjesz. Zawsze przeżywasz. Bo wiesz, w tym całym chaosie jest jedna zasada: nic nie trwa wiecznie — ani te dobre chwile, ani te złe. Więc skoro to i tak minie, to po co marnować czas na zamartwianie się? Łap momenty. Wsiądź do auta, odpal ulubiony kawałek, otwórz okno i poczuj, jak wiatr rozkurwia cały stres, który nosisz w głowie. Idź nad wodę w środku nocy, patrz w gwiazdy i pamiętaj, że jesteś tu tylko na chwilę. Kup coś, co sprawi, że poczujesz się jak król. Nie pytaj nikogo o pozwolenie. Żyj tak, żeby na starość mieć historię, od której innym szczęka opadnie. Żebyś mógł powiedzieć: „Tak, kurwa, zrobiłem to. I nie żałuję ani sekundy.” Bo życie nie jest po to, żeby przeżyć cicho i grzecznie. Życie jest po to, żeby je rozjebać w najlepszym możliwym stylu. Więc… przestań czekać. Żyj teraz. Na 100%. - Adwokat Diabła