Siedziałem ostatnio w aucie. Deszcz napierdalał w szybę, a ja patrzyłem w lusterko i widziałem typa… który niby to ja, ale jakby nie ja. Oczy puste, uśmiech na odwal, w głowie lista rzeczy do zrobienia, które w sumie nawet mnie nie cieszą. I wiesz co? Pomyślałem wtedy: „Kurwa, kiedy ostatni raz ja naprawdę żyłem?” Bo my, faceci, mamy tę głupią ambicję, żeby zapierdalać. Więcej, szybciej, dalej. Nie ważne po co — ważne, żebyś miał poczucie, że gonisz. Ale gonić można psa, marzenie… albo własny ogon. A ja goniłem ogon. Tworzyłem obraz gościa, którego nawet nie lubię, tylko po to, żeby inni powiedzieli „ooo, dobry jesteś”. Tylko że w międzyczasie przestajesz zauważać tych, co naprawdę Cię kochają. Matka przestaje dzwonić, bo wiesz… „zawsze zajęty”. Kumple od lat czekają na to piwo, które ciągle odkładasz. Kobieta, co kiedyś patrzyła na Ciebie jak w obrazek, teraz patrzy w telefon, bo z Tobą już się nie da gadać. A Ty? Ty stajesz się produktem. Nie człowiekiem. I wtedy mnie jebło: Przecież życie to nie jest Instagram story, które ma 15 sekund. To jest, kurwa, stół w kuchni, przy którym siedzisz z kimś i zapominasz o czasie. To jest śmiech do łez z kumplem o drugiej w nocy. To jest przytulenie, kiedy masz ochotę wszystko spierdolić, ale ktoś mówi „jestem”. Wartość to nie liczba lajków, a liczba ludzi, którzy odbiorą od Ciebie telefon o 3 w nocy. To nie to, ile sprzedałeś, a ile razy uratowałeś kogoś swoim czasem, słowem, obecnością. Więc jeśli to czytasz, to mam dla Ciebie jedno: Przestań, kurwa, zapierdalać za światem, który nawet nie zauważy, jak Cię zabraknie. Zacznij żyć tam, gdzie naprawdę jesteś kochany. Bo jak się pewnego dnia obudzisz w pustym domu… to będzie już, kurwa, za późno. - Adwokat Diabła


 

Wiesz, depresja nie wygląda jak non-stop płacz i dramaty. To nie jest ta scena z filmu, gdzie facet siedzi w ciemnym pokoju i wali głową w ścianę. Nie. Depresja potrafi być… spokój. Cholerny spokój. Spokój, który w środku cię zjada. Znasz typa, który zawsze się uśmiecha, gada z każdym, śmieje się z twoich żartów, a w środku czuje pustkę? To ona. Wkurwiająco spokojna, zawsze „wszystko spoko”, zawsze „zobaczymy”. W jej głowie dni mijają jeden za drugim, a plany na przyszłość? Nie istnieją. W myślach krzyczy o przerwę od życia, a na głos mówi, że jest ok. I tak, czasami życie jest tak ciężkie, że myśli o zakończeniu wszystkiego pojawiają się jak czarne chmury nad miastem. Ale ta depresja… nigdy nie pokaże ci twarzy. Jest mistrzynią masek – czasem nawet na siłę, udając, że wszystko jest w porządku. Ale tu jest moment, w którym musisz się obudzić: możesz to zmienić. Możesz zdjąć maskę i wziąć życie w swoje ręce. Nie jutro, nie za tydzień – TERAZ. Tak, kurwa, będzie ciężko. Tak, będzie cholernie niewygodnie. Ale każdy krok, który zrobisz, każda zmiana myślenia, każda mała akcja – odpycha cię od tego spokoju, który zabija od środka. Depresja może cię złamać, ale nie musi cię definiować. Możesz być tym facetem, który widzi życie nie jako obowiązek, tylko jako wyzwanie. Zaczynasz od drobnych rzeczy: wstajesz rano, robisz jedną rzecz dla siebie, nie poddajesz się nawet jeśli w środku krzyczy chaos. I powoli, kurwa powoli, zaczynasz wierzyć, że twoje życie nie jest odliczaniem dni, tylko tworzeniem ich wartości. I wiesz co? Kiedy w końcu to poczujesz – ten spokój przestanie być wrogiem. Zamiast tego stanie się twoim paliwem. Bo w końcu jesteś świadom, że możesz żyć na własnych zasadach, a nie na zasadach tej cholernie sprytnej depresji. - Adwokat Diabła