📍Siedziałem wtedy sam, w aucie. Silnik zgaszony. Gapiłem się w szybę jakbym miał tam znaleźć odpowiedzi. Nikt już we mnie nie wierzył. W sumie… ja sam w siebie też nie. Ale wtedy coś mi pękło w środku. I pomyślałem: „A może właśnie teraz, kiedy wszyscy mają mnie w dupie, to najlepszy moment, żeby ich zaskoczyć?” Nie było łatwo. Nie miałem żadnego magicznego planu. Miałem tylko codzienny wybór: albo znowu się położę i powiem sobie „jebać to”, albo wstanę, ogarnę się i zrobię coś – chociażby małego. Więc robiłem. Dzień po dniu. Po cichu. Bez poklasku. Bez lajków. I wiesz co? Dziś ci wszyscy, którzy mówili „on się nie nadaje”, „z niego nic nie będzie”, nagle chcą się przywitać. Mówią: „Znam go! To mój ziomek!” A ja się tylko uśmiecham i myślę: „Nie kurwa, nie znałeś mnie. Ty znałeś moją wersję w rozsypce. Tą, której sam nie lubiłem.” Ale dzięki tej wersji – jestem tu, gdzie jestem. I nie jestem tu, bo miałem farta. Jestem, bo się nie poddałem. Więc jeśli to czytasz i też siedzisz w aucie, patrząc w szybę z tym jebanym ciężarem na klatce – to wiedz, że możesz. Nikt Ci nie musi wierzyć. Ty masz uwierzyć. Reszta przyjdzie później. I kiedyś to Ty usłyszysz: „Znam go! To ten, co się nie poddał.” - Adwokat Diabła