Zdarza się, że z pozoru równa relacja zaczyna nagle przypominać grafik z czasów naszych babć. Kobieta – niezależna, silna, pracująca – wraca z pracy i... wchodzi w drugi etat. Ten niewidzialny. Taki bez pensji, ale za to z pretensjami, że zupa nie taka, kurz pod kanapą, a pranie wciąż czeka. Bo przecież „ona się tym lepiej zajmuje”. Bo „on nie wie, jak ustawić program w pralce”. Serio? Nie jesteśmy z natury stworzone do bycia pokojówką, kucharką, opiekunką, terapeutką i organizatorką życia domowego – wszystko w jednej osobie. Po prostu zbyt długo nas tego uczono. I zbyt rzadko ktoś mówił: „Nie musisz wszystkiego robić sama”. To nie jest feministyczny bunt. To jest zmęczenie. Zmęczenie tym, że miłość nie powinna oznaczać rezygnacji z siebie. Zmęczenie tym, że „równość” kończy się na progu kuchni. Kiedy dwoje ludzi tworzy dom, to nie tylko dla siebie... ale też dzięki sobie. A jeśli tylko jedna osoba go dźwiga – to wcześniej czy później zacznie się chwiać. Bo kobieta nie została stworzona do tego, by ciągle udowadniać, że zasługuje na wsparcie. Zasługuje. I kropka. ~ Kobieta Zwykła - ❤️